Ariana | WS | Blogger | X X

sobota, 24 maja 2014

Dzień dobry kochany świecie!

Nie, nie jeździłam, nie, nie byłam u Musli, nie, nie cieszę się bez powodu :D Najpierw jednak, pragnę serdecznie przeprosić za brak odzewu przez... cztery miesiące? XD No, tak mniej więcej. No, ale cóż, nic się nie działo i od 7 lutego nie było mnie na koniach. Dlaczego więc się cieszę? Już tłumaczę! 500 metrów od mojego domu, w lesie, gdzie dojazd zajmuje mi około czterech minut rowerkiem, otworzono na nowo stadninę :D Na chwilę obecną jest tam jedynie kucyk szetlandzki z domieszką nieznanej rasy - Figa, którą czyściłam dzisiaj przez dwie godziny, dzięki czemu wyczesałam z niej kulę liniejącej sierści o średnicy około dwudziestu pięciu centymetrów :P Kucynka przekochana (nie bierzmy pod uwagę faktu, że cztery razy mnie ugryzła i prawie skopała), reaguje na imię i, co chyba najlepsze, chodzi za mną jak cień :3 Od razu mówię, żadnego join-up'u, T-touch, 7-miu gier ani niczego innego, robiła to z własnej, nieprzymuszonej woli. Jedyne, czego mi tu brakuje... No cóż... Kowala. Klaczka ma tak przerośnięte kopyta, że możliwe, iż kowal będzie musiał obcinać je na dwa razy ;__; Pomimo wszystko zachowuje się normalnie, biega jak popieprzona i ma energii za dwóch c: ALE! Za tydzień, w sobotę możliwe, że pojadę do Musli, na pierwszą od czterech miesięcy jazdę (na pewno pójdzie świetnie), a w niedzielę co? W stajni u Figi pojawią się dwa, młode ogierki :D Rasa małopolska, baskil już wyrobiony, prawdziwe szporciaki do treningu, więc za rok, dwa będę mogła się w końcu realizować :P
Na koniec, zdjęcie jakże pięknej Figi oraz jej cudowne sunięcie przez pastwisko B) Pozdrawiam serdecznie, będę pisać częściej :D ♥

Snapchat: lovehorse6|tumblr: koniowata31|howrse: Dolonga310700|YouTube: Koniowata Shavia

poniedziałek, 3 lutego 2014

R.I.P. Bandos [*]

No cóż, z westa nic nie wyszło, ale Hubertus zmienił wystarczająco dużo. Nie wiem czy pisałam czy nie, chyba nie, w listopadzie, kiedy wszyscy mieli ochotę pić gorzałkę przed gonitwą, bardzo miły, znany mi wcześniej cowboy, sam wsiadł na przyczepę, a mnie wsadził na Bandosa. Koń był cudowny, nie musiałam kierować, biegł za panem. No i mniej więcej wtedy widziałam go ostatni raz. Jak wiecie, miałam się przerzucić na western i jeździć właśnie u tego kolesia. Jednak stwierdziłam, że pojeżdżę na Musli, bo lepiej mi się siedzi w siodle angielskim. Lotne opanowałam w między czasie, poskakałam na koniku polskim i wywaliłam się jadąc za samochodem, prawie rozwalając sobie głowę (kilka centymetrów od koła). Teraz sytuacja wygląda tak:
• W ferie pojadę na jazdę do tego gościa
• Pojeżdżę w weście chwilę
• Mama umówiła mnie wczoraj...
• ...dowiadując się również, że Bandos nie żyje.
No właśnie. Także jestem zdruzgotana, bo konia znałam około dziesięciu lat ;-; Poryczałam sobie wczoraj kilka godzin, ale co tam. Nie wiem jak wytrzymam w tej stajni, ale cóż, muszę dać radę, nie?