Siema, siema! Wczoraj było masakrycznie. Mama do mnie dzwoni o 16:20 i pyta czy chcę jechać na konie na 17:00... No to co, żegnam się z dziewczynami na Skypie, na górę się przebrać, zupę podgrzałam, zjadłam w dwie minuty, garaż otworzyłam (drzwi chyba ze 20 kg. ważą), rower wyciągnęłam i do stajni. Niezły czas, bo dojechałam osiem minut przed czasem xd Konia przygotowałam i jazda. Najpierw na padoku, Musli mnie zadziwia, bo ostatnio SAMA galopuje na LEWO! To jest niesamowite! Właściciel wyciągnął Mikę, która jest już zajeżdżona, ale no. Dopiero co, więc pierwszy raz widziałam, jak ktoś na niej jeździ. Potem koleżanka poszła do domu, pan się przesiadł na Karinkę, Mika do stajni i w teren. Mater deo, jak zajebiście *.* W terenie nie byłam od marca, tak więc się cieszyłam jak nienormalna xd Galopy po ścierniskach, przejazdy przez powalone drzewa... Mmm, mogłabym tak w nieskończoność :3 No, a potem wracamy, znowu galop, słoneczko zachodziło, do kłusa i stępem do stajni. W teren nie wzięłam komórki, ani tym bardziej aparatu, więc zdjęcia mam tylko z momentu, kiedy już rozsiodłane chodziły sobie po padoku, ale chyba mogę wstawić, co nie? ;)
Musli:
Karina:
Przepraszam za jakość, ale Nokia z klapką nie ma zbyt dobrego aparatu xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz