Skąd ten tytuł? Już tłumaczę. Otóż wczoraj byłam na Hubertusie i co się okazało? Że kolega mojej mamy i kiedyś również taty, czuje się jakoś dziwnie zobowiązany za niegdysiejszą pomoc i co w związku z tym? Daje mi konia. Co z tego? Przestaję jeździć na Musli i co gorsze (a może lepsze?) przerzucam się na western. Masakra. Jeden dzień, a tyle zmian... Boję się. Nie wiem w sumie za dużo o tym stylu, a do tego jeździć będę na ogierze. No nic, pożyjemy, zobaczymy, do widzenia, przyjaciele!